niedziela, 29 listopada 2015

Dziś trochę po przynudzam...




W życiu każdego z nas pojawia się moment kiedy myślimy ‘chyba dorosłem do pewnych kwestii’. Co jest najciekawsze w tym naszym podświadomym stwierdzeniu? Słowo ‘pewnych’, używając go chciało by się rzecz: ‘prawie dorosłem’, a w gruncie rzeczy ‘prawie’ to tak duże niedociągnięcie, że właściwie można by to uznać za zaprzeczenie.. Okej, pogdybaliśmy sobie.

Wiadomo, że nie wszystko da się zrobić na raz, ale zakładam, że większość z was wie o czym mówię. Oczywiście są osoby, które nie muszą dorastać, bo do wszystkiego podchodzą z rezerwą, a każda rzecz w ich życiu jest na swoim miejscu. Czy to źle? Nie wiem. Czy im zazdroszczę? Nie. Gdybyśmy od zawsze byli mentalnie dorośli  to nie robilibyśmy głupot, a przecież w życiu trzeba popełniać błędy. Wiele błędów. Nie po to, żeby się na nich uczyć, chociaż to też. Czasami trzeba popełnić ten sam błąd wiele razy, żeby dopiero za 47 robić to ze świadomością, a za 65 powiedzieć stop. To indywidualna sprawa ile czasu będziemy karmić swoje sumienie wymówkami. Niektórym wystarczy raz inni nigdy nie przestają. Jednak prawdziwym powodem, dla którego warto popełniać błędy jest robienie tego dla nas samych. Dla naszego życiowego bagażu, bo to on kreuje całą naszą osobowość, a błędy są jego nieodłączną częścią. Czasami im więcej ich popełnimy tym więcej dowiemy się o życiu, o sobie i o otaczających nas ludziach.

Zapominamy też o tym, że nie wszystko nam się tak po prostu należy. Jak często zastanawiamy się nad tym ile dajemy od siebie a ile bierzemy od innych w zamian za jedno wielkie nic? Jak często nie dostrzegamy prostych rzeczy? Jak rzadko za nie dziękujemy? Jak rzadko mówimy ‘kocham Cię’ bliskim osobom? Czy to jest dojrzałe? Raczej gówniarskie.

Ile razy się poddajemy – to jest najważniejszy miernik naszej dorosłości. Ile razy mamy ogromny zapał do zrobienia czegoś, który znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przy pierwszej porażce, ze zwykłego braku wiary w siebie i swoje możliwości albo po stwierdzeniu, że jednak dziś mi się nie chce. Obracamy to wtedy w taki żart o przyszłości. Z realnej rzeczy tworzymy marzenie, które krąży w naszej głowie, a kiedy zdradzamy je znajomym robimy to w tak wyimaginowany sposób, że nawet nikt nie poświęca temu większej uwagi. Dorosłość nie polega na poddawaniu się. Mówię tu o zwykłych życiowych problemach, które nierzadko trzeba w życiu pokonywać.

To właśnie jest moja osobista definicja dorosłości, a przynajmniej jej początków. Najważniejsze to sobie uświadomić, że nasze życie się zmienia z biegiem lat, a my nie możemy wciąż stać w miejscu. Żeby sobie uświadomić że nie będziemy dzięki temu szczęśliwsi. Bycie odpowiedzialnym za sytuacje, które stwarzamy w swoim życiu naprawdę ma swoje dobre strony. Nie chodzi mi tylko o brak fizycznych konsekwencji, ale siłę, którą to za sobą niesie i o satysfakcję, którą można z tej siły czerpać.
Na ile ją spełniam? Nie wiem. Na ile bym chciała? Na pewno nie na sto procent, bo co to by było za życie, gdybyśmy zawsze robili wszystko dobrze i nigdy nie czuli gorzkiego smaku porażki?

1 komentarz:

  1. Przypomniało mi się jak kiedyś robiłaś podobne wpisy na photoblogu, bardzo lubiłam je czytać, czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń